Popularne posty...

wtorek, 20 maja 2014

WARSZAWSKI SMAK - vol.5

W niedzielę 18 maja w Warszawskim klubie wątpliwej świetności, za to zdecydowanie z klimatem odbyły się Warszawskie Smaki.

Inicjatywa to godna uwagi i dostrzeżenia, chęć wprowadzenia lokalnych, naturalnych produktów najwyższej jakości została przez mieszkańców stolicy przyjęta z otwartymi ramionami.
Na szczęście pogoda umilała przechadzki pomiędzy stoiskami, nie krzyżując tym samym planów wystawcom ( na zewnątrz prezentowany był grill kamionkowy bodajże, z prawdziwego zdarzenia, nie dymiący, nie rakotwórczy, nie pozostawiający w posmaku spalenizny lecz nutkę drzewnego dymu).
W środku zobaczyć można było (ba, skosztować, o ile ktoś jest w stanie roztrwonić na jedzenie naprawdę niemałe pieniądze w jedno słoneczne popołudnie) produkty przeróżnej maści i treści. Była kuchnia wschodnia, była i południowoamerykańska, meksykańska i polska oczywiście. Były cupcakesy ze złotym brokatem, cudowne konfitury (przygarnęłam tą z buraczków i pomarańczy), byli blogerzy ze swoimi tartami (również bezglutenowymi - takiego jedzenia było naprawdę pod dostatkiem), świeżo wyciskane soki, miętowe chlebki, polskie cydry, vinaigrette z cytryną.
Najbardziej urzekły mnie zaskakujące połączenia smakowe, nieznane mi do tej pory, urzekające w swej prostocie. No bo jeśli wybieramy się na taki targ kulinarny, podróż po smakach, to raczej nie po to, by kupić kolejnego oscypka...
Nam wpadła w ręce buteleczka z lemoniadą z lipy(!), była również wersja pokrzywowa i z głogiem. To wszystko jest zbiorem naturalnych składników, jak ocet jabłkowy czy miód gryczany - niezwykle orzeźwiające i aromatyczne...

Przyznam szczerze, że klimat i atmosfera były naprawdę udane, to wszystko za sprawą wystawców, którzy z wielką pieczołowitością zadbali o wystrój swych stanowisk.
Mi podobały się ogromnie sklepiki na patio z ziołami - taki wulkan zapachu działa wprost omdlewająco...



Ciężko było wybrać produkty - perełki, które chciałoby się spróbować w pierwszej kolejności. My zdecydowaliśmy się na  kebab jagnięcy z wyżej wymienionego grilla ( kebab, to znaczy maluteńki kawałek mięska na patyku...) za to niesamowite cudeńko spowite w sosie BBQ trzeba było zapłacić 10 ,- ,
prrrrawdziwie czekoladową tartę z borówkami amerykańskimi (10,- ) od cakake.pl


 i wspomnianą lemoniadę (9 ,-).

I tak wyszliśmy głodni, ale szczęśliwi.
A na mojej wishliście zaraz po William Poire od wczoraj jest również dżem z Baobabu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz